W niedzielę wieczorem, po blisko trzech dniach nieobecności w domu wróciłam z BLOGGERS PHOTO MEETING. To już drugie spotkanie blogerek organizowane przez Izę. Tak jak pisałam we wcześniejszym poście, nie jestem typem przebojowym i ciężko mi odnaleźć się w tłumie...po tych kilku dniach spędzonych w gronie kobitek o podobnych zainteresowaniach wiem, że gdybym nie pojechała to z pewnością nie poznałabym tylu fajowskich, swojskich dziewczyn i jeszcze długo nie odważyłabym się sięgnąć po tryb manualny w moim aparacie.
Spotkanie organizowane przez Izę to nie tylko solidna dawka wiedzy podana w sposób przystępny nawet "dla opornych" ale przede wszystkim obcowanie z trybem manualnym w praktyce. Z pewnością znacie to powiedzenie: "Praktyka czyni mistrza" i nie ma w nim ani odrobinę przesady.
Z warsztatów przywiozłam 1200 zdjęć gorszych i lepszych...pewnie po selekcji mniej niż połowę zostawię na komputerowym dysku. Wraz z każdym zrobionym zdjęciem wiara w moje zdolności fotograficzne rosła liniowo. Dotychczas korzystałam z opcji preselekcja czasu lub przysłony i złościłam się srodze kiedy aparat robił inne zdjęcia niż bym sobie życzyła. Nie ośmielę się napisać, że teraz jest inaczej ale jesteśmy na dobrej drodze do porozumienia.
W ciągu dwu dni nie da się osiągnąć poziomu MASTER ale z pewnością idzie mi coraz lepiej i być może w przyszłości(tej odległej lub mniej) przybijemy sobie z aparatem "piątkę". W każdym razie zamierzam bardzo intensywnie trenować aby się doskonalić i rozwijać w dziedzinie fotografii.
Czymże byłoby spotkanie blogerek bez rozmów do nocy, bez dzielenia się doświadczeniami, bez śmiechów, bez burzy mózgów i bez kreatywnych pomysłów. Z wszystkimi dziewczynami, które przybyły na warsztaty miałam dotychczas tylko kontakt wirtualny...w niektórych przypadkach nawet dość rzadki. Tym bardziej się cieszę, że mogłam poznać je w realu, poczuć do nich "miętę". Inaczej być nie mogło, bo jak się okazało wszystkie nadajemy na tych samych częstotliwościach.
W piątkowy wieczór, po dotarciu na miejsce ( a z Krakowa wyruszyłam z drugą
OLĄ), po wstępnym zapoznaniu, zostałyśmy zaprowadzone na miejsce gdzie miała odbywać się powitalna kolacja. Miejsce i jego aranżacja miały pozostać dla nas tajemnicą aż do przyjazdu wszystkich uczestniczek spotkania. Iza, Magda i Beata nie pozwalały sobie w żaden sposób pomóc. W zeszłym roku kolacja odbywała się na plaży nad jeziorem. W tym roku, cudowna sceneria została przygotowana w pobliżu domu Izy, na małej łące, wśród drzew.
Oniemiałam z zachwytu kiedy zobaczyłam miejsce i gotową aranżacjię. Dziewczyny włożyły w przygotowania mnóstwo pracy.
Moja reakcja była na tyle silna, że przez jakiś czas nie mogłam się w sytuacji odnaleźć. Nie przejmowałam się tym, że: grzmi i być może zaraz zacznie padać i tym, że moje koleżanki rzuciły się do robienia zdjęć stołu głównego. Dlatego mam tylko kilka wąskich jego kadrów.
Zakładam, że każda z nas " popełni jakąś relację wobec tego już dzisiaj zapraszam Was na ich blogi.
Tam z pewnością szerokich kadrów aranżacji nie zabraknie.
Jeśli podobają się Wam te skrzynki z drewna z odzysku od polskiej manufaktury
REGALIA już wkrótce będę miała dla Was konkurs, w którym będzie do wygrania zestaw trzech starych skrzynek.
Stare drewno to historia. W każdym kawałku zaklęty skrawek przeszłości.
Wcale się więc sobie nie dziwię, że piątkowy wieczór upłynął mi na podziwianiu i fotografowaniu w szczególności tych części dekoracji, gdzie było stare drewno.
Oto te kilka wspomnianych wcześniej kadrów stołu.
To tylko malutki wycinek dający bardzo blade pojęcie, o urodzie całości.
Dziewczyny przy pomocy: białej zastawy, drewnianych podkładek, mchu, ziół, błyszczących świeczników i rzemieni wyczarowały klimatyczne nakrycie stołu.
Naprawdę czuję się bardzo nieswojo, że zapomniałam go sfotografować w całości.
Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone ;-).
A to już stolik pomocniczy, niezwykle kolorowy ze względu na wielkie słoje na napoje, butelki oraz słodkości.
DELI CATERING nie ograniczyło się tylko do zadbania o słodką stronę wydarzenia ale zajęło się także całą kulinarną oprawą piątkowej kolacji.: malutkie sałatki w wymyślnych sosach, carpaccio wołowe na kiełkach( mogłabym jeść tonami!!!), wędliny, paszteciki, roladki mięsne i dania ciepłe...uczta dla oczu i rozkosz dla podniebienia.
Drewniane: skrzynki, świeczniki, blat stołu, tace do serwowania; sporo metalu pod postacią: drucianych koszyków, lampionów, świeczników; wiklinowe lampiony; cotton ball lights w kolorach ziemi; zioła ozdobione papierem pakownym; ciepłe koce o sweterkowym splocie...z tego wszystkiego dziewczyny wyczarowały spójną, bardzo naturalną scenerię.
Odniosłam wrażenie, że aranżacja jest częścią polany, na której przyszło nam jeść kolację.
BRAWO!!!
Chociaż aranżacje ze skrzynek wykonanych z drewna z odzysku, lampionów, lampek, koszyczków i ziół wyglądały pięknie także za dnia, dopiero nadchodząca noc wydobyła cały ich urok.
Czy takie spotkanie mogłoby się obejść bez sponsorów??
Z pewnością TAK ale jestem przekonana, że mogłoby nie mieć takiej oprawy.
Nie wiem czy same gotowałybyśmy tak pysznie i czy udało by nam się zgromadzić tak wiele pięknych dekoracji. Wobec tego gorące podziękowania kieruję do:
REGALIA. EU ,
COQUILA ,
JYSK ,
COTTON BALL LIGHS ,
DEKORUJSAM,
ANITA SIĘ NUDZI,
AHOJ HOME ,
WIEWIÓRKA I SPÓŁKA,
DELI CATERING ,
DECOROLKA ,
RED MUG ,
BAZIÓŁKA,
PRIMACOL , KAFLOVE,
DOM ARTYSTYCZNY ,
DRECOTTON
Piątkowa kolacja była wytchnieniem przed naprawdę ciężką pracą, która czekała nas nazajutrz i w niedzielę.
Ciszą przed burzą...mózgów.
W kolejnym poście zobaczycie co ciekawego powstaje kiedy zmiksuje się dziesięć fajnych, twórczych osób. Zobaczycie co powstaje kiedy da się tym osobom temat przewodni i gigantyczną ilość dekoracji do wykorzystania w aranżacjach.
Z pewnością nadajemy na tych samych falach ale mamy jednak różne osobowości i każda ma swój indywidualny styl.
Mam nadzieję, że wpadniecie tutaj znów za kilka dni.
Miłego weekendu.
OLA