Do zamknięcia domu na wsi na zimę został jakiś miesiąc.
Tydzień temu gdzieś między jednym ciastkiem, a drugim, pomyślałam sobie, że fajnie by było coś jeszcze zmodyfikować w sypialni.
COŚ to malowanie ścian ( przed nami), malowanie mebli ( w trakcie) i zmiana dodatków ( także w trakcie).
Nie pozostało mi nie innego tylko spinać poślady i zabrać się do pracy.
Chociaż kilka rzeczy już udało się zrobić ( przy niemałej pomocy bratanicy- dzięki Małgosiu).
COŚ to malowanie ścian ( przed nami), malowanie mebli ( w trakcie) i zmiana dodatków ( także w trakcie).
Nie pozostało mi nie innego tylko spinać poślady i zabrać się do pracy.
Chociaż kilka rzeczy już udało się zrobić ( przy niemałej pomocy bratanicy- dzięki Małgosiu).
to jednak pracy jest naprawdę sporo więc pewnie szybko efektu końcowego nie zobaczycie.
Zwykle kiedy zaczynam jakiś projekt to wydaje mi się, że zrealizuję swoje plany niemal od ręki.
W trakcie prac jednak okazuje się, że farba schnie wolniej niż bym chciała, a nowy materiał na obiciu fotela nie układa się tak jak powinien.
Nie tylko "problemy techniczne" dają w kość.
Czasem po prostu mi się nie chce, jestem zmęczona ciągłą bieganiną i życiem na pełnym gazie.
Od dwu miesięcy nie miałam w naszym letnim domu nawet kilku chwil wytchnienia, bo chwil tylko dla siebie mam całkiem sporo.
Nikt mnie nie zmusza do ciągłych metamorfoz, wręcz przeciwnie mąż bezustannie zachęca mnie do odpoczynku.
Nie jestem typem, który czerpie radość z leżenia!
Ja po prostu muszę być w ciągłym ruchu i czasem nawet kiedy ciało odmawia posłuszeństwa,
umysł stawia ciało do pionu.
Tak mam na treningach, tak mam podczas każdej pracy, której się podejmuję.
Balansuję na granicy i bywa, że tą granicę przekraczam.
Nikt mnie nie zmusza do ciągłych metamorfoz, wręcz przeciwnie mąż bezustannie zachęca mnie do odpoczynku.
Nie jestem typem, który czerpie radość z leżenia!
Ja po prostu muszę być w ciągłym ruchu i czasem nawet kiedy ciało odmawia posłuszeństwa,
umysł stawia ciało do pionu.
Tak mam na treningach, tak mam podczas każdej pracy, której się podejmuję.
Balansuję na granicy i bywa, że tą granicę przekraczam.
Jeśli pamiętacie moją wiejską sypialnię to niemal od razu zauważycie, że zmienił się kolor szafek nocnych i łóżka. Wszystko ostatnio przemalowuję na szaro i...różowo. Szarość fajnie kontrastuje z bielą ścian i chociaż czasem wyobrażam sobie, że biel na ścianie znika i zastępuje ją jakiś inny kolor mój prywatny głos rozsądku ( MĄŻ, który po mojej minie jest już w stanie rozpoznać, że COŚ chodzi mi po głowie) sprowadza mnie na ziemię.
Wersję sypialni tylko z kolorem niebieskim widzicie dzisiaj po raz ostatni.
Narzuta już znalazła nowego właściciela, a ja znalazłam dla siebie coś prostszego i w innym kolorze.
Niebieski to nadal będzie kolor dominujący w naszym letnim domu ale będzie go znacznie mniej niż dotychczas.
Mamy z moim W. taki weekendowy zwyczaj.
Mocna kawa po obiedzie, żeby się spać nie chciało. Nie wiem jak Was ale mnie pełen brzuch rozleniwia więc ta kawa stawia na nogi. Po tym jak kawę przyniosłam do sypialni to zgoniłam męża z łóżka, bo przecież zdjęcia zrobić muszę.
I co?? I zanim obfociłam KUBKI z kawą i nową pastelową TACĘ i nowe ustawieni łóżka i starą skrzynię przed nim; to kawy były już kompletnie zimne.
Tak wygląda życie z blogerką wnętrzarską ;-).
Tak wygląda życie z blogerką wnętrzarską ;-).
W znacznym stopniu zmieniłam także rozkład mebli w sypialni. Skrzynię na pościel dostawiłam do łóżka i toczymy z mężem spory, która wersja była lepsza. On upiera się, że poprzednia. Ja, że aktualna. Może kiedy już uda mi się ogarnąć te zmiany w naszej sypialni i będę Wam mogła pokazać całość to wtedy rozstrzygniecie nasz mały spór.
Witryna spod okna wyjechała na przeciwległą ścianę.
W tym przypadku już nikt z nas nie ma wątpliwości, że w tym miejscu wygląda lepiej.
Wreszcie widać, co siedzi w jej "brzuchu" i szklane szybki genialnie odbijają światło,
co w przypadku ciemnej nory, którą zwykle bywa nasza sypialnia jest rzeczą bardzo ważną ;-).
Oczywiście wiem, że wolelibyście ją zobaczyć i sami ocenić ale
musimy poruszać się w sferze wyobrażeń, bo ja bardzo ale to bardzo nie lubię pokazywać niedokończonego projektu ;-).
Jesień w trakcie więc cieszę oczy iście jesiennymi dekoracjami.
Dynie ozdobne uwielbiam od zawsze i wiem, że to nie tylko dekoracja piękna ale i dość trwała.
Goszczą
w naszym domu od kilku lat, zawsze w tych samych wybarwieniach: od
zielonej, przez żółte aż do soczystego pomarańczu...to dla mnie takie
jesienne barwy.
Tym
razem dynie poustawiałam na stolikach nocnych i skrzyni, a część z nich
wsadziłam do prostego białego metalowego KOSZYKA i postawiłam na
kuchennym stole.
Niestety kwiaty słonecznika z trudem wytrzymały u mnie dwa dni, a żałuję, bo piękne!!!
Najpierw padły im zielone liście, które obrywałam już od piątku...w niedzielę kwiaty wyglądały jakby niejedno już przeszły.
Udało mi się też spełnić moje małe, wnętrzarskie marzenie. Faza na róż trwa u mnie w najlepsze więc w nowej kuchni nie mogło zabraknąć różowego ZEGARA.
No taki piękny on, jak cukiereczek.
A przy tym bardzo fajnie wykonany...metal, a nie żaden plastik.
Poprzednio miałam tutaj stary zegar, po babci. Kwiatowy wzór nadawał mu swoistego uroku. Niestety materiał (plastik fantastik) sprawiał, że nie był on moją ulubioną pamiątką po przodkach.
Z nieskrywanym entuzjazmem schowałam staruszka do kartonu i wyniosłam na strych.
Miejsce staruszka zajął produkt Marki IB LAURSEN, który znalazłam (podobnie jak koszyk, kubki i niebieską tacę) w sklepie SCANDISHOP
W sklepie SCANDISHOP znajdziecie produkty 48 marek. Pozwolę sobie przytoczyć nazwy chociaż kilku: IB LAURSEN, BLOOMINGVILLE, HOUSE OF RYM, JOSEPH&JOSEPH.
Sklep oferuje bardzo bogaty asortyment produktów we wszystkich kolorach: meble, lampy, rzeczy do przechowywania, tekstylia, dekoracje, czarne, białe, czerwone, niebieskie, różowe, szare.
Cieszę się, że podczas buszowania po wirtualnych sklepowych półkach zawęziłam poszukiwania do kilku kolorów, w przeciwnym razie nie wiem czy umiałabym się zdecydować.
Niestety kwiaty słonecznika z trudem wytrzymały u mnie dwa dni, a żałuję, bo piękne!!!
Najpierw padły im zielone liście, które obrywałam już od piątku...w niedzielę kwiaty wyglądały jakby niejedno już przeszły.
Udało mi się też spełnić moje małe, wnętrzarskie marzenie. Faza na róż trwa u mnie w najlepsze więc w nowej kuchni nie mogło zabraknąć różowego ZEGARA.
No taki piękny on, jak cukiereczek.
A przy tym bardzo fajnie wykonany...metal, a nie żaden plastik.
Poprzednio miałam tutaj stary zegar, po babci. Kwiatowy wzór nadawał mu swoistego uroku. Niestety materiał (plastik fantastik) sprawiał, że nie był on moją ulubioną pamiątką po przodkach.
Z nieskrywanym entuzjazmem schowałam staruszka do kartonu i wyniosłam na strych.
Miejsce staruszka zajął produkt Marki IB LAURSEN, który znalazłam (podobnie jak koszyk, kubki i niebieską tacę) w sklepie SCANDISHOP
W sklepie SCANDISHOP znajdziecie produkty 48 marek. Pozwolę sobie przytoczyć nazwy chociaż kilku: IB LAURSEN, BLOOMINGVILLE, HOUSE OF RYM, JOSEPH&JOSEPH.
Sklep oferuje bardzo bogaty asortyment produktów we wszystkich kolorach: meble, lampy, rzeczy do przechowywania, tekstylia, dekoracje, czarne, białe, czerwone, niebieskie, różowe, szare.
Cieszę się, że podczas buszowania po wirtualnych sklepowych półkach zawęziłam poszukiwania do kilku kolorów, w przeciwnym razie nie wiem czy umiałabym się zdecydować.
A już na koniec chciałabym Wam pokazać, jak magicznie czasem wygląda moja Chatka.
Lubię te jesienne popołudnia kiedy słońce wpada do kuchni przez okno lub do sypialni napełniając ją bursztynowym blaskiem. W minioną niedzielę udało mi się uchwycić MAGIĘ przy kuchennym oknie ;-).
Lubię te jesienne popołudnia kiedy słońce wpada do kuchni przez okno lub do sypialni napełniając ją bursztynowym blaskiem. W minioną niedzielę udało mi się uchwycić MAGIĘ przy kuchennym oknie ;-).
Miłego dnia dla Was i pięknego tygodnia.
OLA
OLA
Pięknie!
OdpowiedzUsuńTen różowy zegar skradł moje serce :) Wprowadzenie nowego koloru na pewno doda wnętrzu trochę świeżości, a taki odcień różu nie jest zbyt "nachalny", więc na pewno dobrze się odnajdzie w Waszym letnim domu.
OdpowiedzUsuńŚlicznie.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się lampa i urocze masz te kubeczki :)
Uściski serdeczne.
Cudownie w Twojej chatce, wprowadziłaś tam na prawdę fajny klimat. Jest spokojnie, nastrojowo i oczywiście pięknie wnętrzarsko :) Przydałby mi się taki domek...
OdpowiedzUsuńAleż pięknie, rustykalnie, przytulnie... poczułam jakąś taką przyjemną nostalgię patrząc na Twoje kadry. Dziękuję. :) Kasia
OdpowiedzUsuńOla alez ty mi jestes bliska ze swoimi zachowaniami i czynami ;) no i z tym remontem starej chałupki ;) nawet nasi mezowie maja te same zdolnosci wyczytywania z naszych twarzy niecnych zamiarów remontowych ;) ps. podobaja mi sie stoliki nocne w tej wersji :D
OdpowiedzUsuńMagicznie! Znam to uczucie "ciągle coś", ale za miesiąc sobie spokojnie odpoczniesz. Buziak :*
OdpowiedzUsuńTeż nigdy nie odpoczywam, no chyba że w trakcie kolejnej metamorfozy jakiegoś starocia.Przez to wszystko mam NA STYK. Może to dlatego że za dużo na siebie biorę i cały czas działam.Robię pare rzeczy na raz.Np.jak postawię obiad i ziemniaki czy zupa się gotują to pomiędzy mieszaniem maluję doniczki czy kolejną ramkę bo szkoda mi czasu.Przyznaję że jest to okropnie męczące ale nie umiem inaczej także witaj w klubie Olu;)
OdpowiedzUsuńBardzo bardzo klimatyczne miejsce, Zeberko wspaniale!
OdpowiedzUsuńtzw "Ciągłe coś" - to chyba małe zboczenie zawodowe jest i nie da się z tym walczyć ani trochę :)
Jest pięknie - magicznie :) A "ciągle coś " znam z codzienności. Czasami chyba za dużo na jednej głowie. Ale takie już jesteśmy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMoja mam też uwielbia te ozdobne dynie - zawsze jak w trakcie jesieni przyjeżdżam do domu to stoją ozdobnej misie na honorowym miejscu :D To dla mnie rawdziwy symbol jesieni ;)
OdpowiedzUsuńPiękne wnętrze, ciepłe i bardzo klimatyczne:) Można tam odpocząć zdecydowanie, a zegar pierwsza klasa. pozdrawiam J.
OdpowiedzUsuńPięknie jest u ciebie, bardzo mi się wszystko podoba :)
OdpowiedzUsuńŚwiatło wpada prześlicznie!!
OdpowiedzUsuńUrocze i magiczne miejsce stworzyliście :) Warto było jest pięknie!
OdpowiedzUsuńŚciskam, Marta
Piękne wszystko! Stolik nocny wygląda super! Fajnie bo mam takie w sypialni, to jak mi się znudzą, to wiem, że mam alternatywę :) Cała ta Wasza chatka jest super klimatyczna.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na finał metamorfozy i szersze kadry sypialni :) metamorfoza łóżka i szafki zdecydowanie zachęcają :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się Twój wystrój, choć przyznaję, że to zupełnie nie moje barwy... ale i tak cieszą oko :)
OdpowiedzUsuńTeż tak mam z moimi wszelakimi projektami. Plany mam zawsze spore i wydaje mi się, że hop hop i będzie gotowe. A tu trzeba kolejną warstwę farby jednak, a to ktoś mnie oderwie od pracy pilniejszą potrzebą, a to braknie silnych rąk do przestawienia szafy już teraz natychmiast. Najczęściej zwyczajnie źle sobie oceniam ile czasu będę na coś potrzebowała i okazuje się, że więcej niż planowałam. Na szczęście entuzjazmu i energii wystarcza żeby projekty wykańczać z opóźnieniem ;) Bo też jak i ty nie umiem usiedzieć. Ludzie mówią, usiądź, odpocznij, po co ci to. Ale ja wiem i czuję, że ja wtedy się męczę a nie odpoczywam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na efekt finalny zmian :)
Ślicznie tam w Twoim wiejskim domku! :) A te stoliczki nocne z szarością bardzo mi się podobają! Ściskam :)
OdpowiedzUsuńJest pięknie:):):) Nastrojowo, jesiennie i romantycznie. Sielsko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Piękne :) I jakie ładne dodatki :)
OdpowiedzUsuńZawsze byłam przekonana że połączenie brązu i szarego nie powinny występować a już kolejny raz przekonuje się w jakim błędzie byłam. Ja jeszcze nie mam dyniek - a Twoje wyglądają zjawiskowo!
OdpowiedzUsuń