W piątkowy wieczór po dwu tygodniach nieobecności zawitaliśmy do naszego letniego domu.
Temperatura na zewnątrz wskazywała 7 stopni Celsjusza, wewnątrz było nieco lepiej.
W domu słupek rtęci zatrzymał się na dziesiątej kresce i uwierzcie w takiej temperaturze, nie mogłam czuć się komfortowo.
Wbrew temu co mówi biologia o termice człowieka jestem przekonana, że bliżej mi do żaby niż istoty ludzkiej, wszak kiedy zimno zapadam w stan odrętwienia i w sumie mogłabym ukryć się w jakiejś norce lub szczelince i tak przetrwać zimę.
W naszym domu było zimno!!!
Zimno na tyle, że przez kilka godzin musieliśmy chodzić w kurtkach.
Dopiero około godziny 23 temperatura przekroczyła magiczną granicę 15 stopni ale wtedy już trzy kaflowe piece hulały na całego.
Kiedy ja krzątałam się po kuchni (trochę z obowiązku, a trochę dlatego żeby poprawić sobie krążenie),
Franek zagrzebał się w: koce, kołdry i poduszki; które wskutek jego działalności przeistoczyły się tego wieczora w coś na kształt niedźwiedziej gawry. Zajęci sprawami około domowymi nawet nie zauważyliśmy, że zasnął w barłogu, na wielkim fotelu.
Kiedy kładliśmy się spać w domu było nadal dość rześko,
a ja żałowałam
że nie jestem kowbojem na dzikim zachodzie i nie mam na wyposażeniu Long Johnów, które szczelnie otuliłyby moje zmarznięte ciało. Na szczęście długie spodnie i wysłużony polar były na podorędziu i tym sposobem udało mi się przetrwać noc.
Poranek był przyjemniejszy, bez chłodu wkradającego się w każdy domowy kącik.
Jeśli kto myśli, że na wsi się odpoczywa to...mija się z prawdą o lata świetlne.
Prace domowe i ogrodowe pochłaniają każdą chwilę, szczególnie kiedy ma się do dyspozycji dwa dni w siedmiodniowym tygodniu.
Tym razem także nie miałam wolej soboty.
Dłubałam przy fotelu, w pozycji w kucki więc po kilku godzinach pracy byłam stworem zależnym całkowicie od męża...z trudem się wyprostowałam, położyłam...
Jednak jak zawsze efekt, który udało się osiągnąć szybko pozwolił zapomnieć o niedyspozycji.
Za oknem rozpanoszyła się jesień.
Widać ją w pożółkłych i czerwonych liściach, po szaro burych polach, po wyschniętych kikutach łąkowych kwiatów, po kasztanach znajdowanych pod drzewem i wrzosach na przydomowej grządce.
Nawet na wpół dziki kot - towarzysz naszych weekendowych w Chatce pobytów, zmienił garnitur na cieplejszy i wygląda jak puchata kulka, a mimo to pcha się do domu "na chama", żeby chociaż przez chwilę odpocząć od chłodu za oknem.
Jesień w Chatce ma kolor niebieski.
Wszystko za sprawą ceramiki Marki GREEN GATE w kobaltowo niebieskie wzory.
Mam do marki niebywałą słabość.
Podobają mi się: herbaciane dzbanki, fikuśne cukiernice, pojemne filiżanki z ergonomicznym uszkiem, jajeczne kieliszki, kawowe kubki,które często wykorzystuję niezgodnie z przeznaczeniem, talerze, talerzyki deserowe i malutkie, zdobne ceramiczne łyżeczki.
Ale Green Gate to nie tylko piękna, najwyższej jakości ceramika,
to także tekstylia: ściereczki, serweteczki, boskie rękawice kuchenne, kobiece fartuszki, dywaniki, cieplutkie pikowane pledy.
Zachwycają mnie wzory i kolory: kółka, paski, kwiatki, heksagony, gwiazdki, róże, czerwienie, żółcie, zielenie, szarości i wszystkie odcienie niebieskiego.
Tyle kolekcji ile kobiecych pragnień!
Katalogi na nowy sezon, na które zawsze poluję, przenoszą mnie w bajkową krainę za Zieloną Bramę, w której znikam na długie godziny.
Ceramiczne, tekstylne i metalowe nowości przyjechały do mnie ze sklepu VANILLE MYNTE.
Sklepik malutki ale asortyment szeroki i zróżnicowany.
Znajdziecie tutaj wszystko o czym pisałam powyżej, a nawet dużo więcej.
Szperajcie, szukajcie, wybierajcie!!!
Jeśli podobnie jak ja macie na punkcie marki gigantycznego fioła Właścicielka przygotowała dla Was fajną promocję.
Od dzisiaj do 16.10 na hasło: AUTUMN wszystkie produkty GREEN GATE taniej o 25%
W życiu cenię umiar więc te strojne wzory zestawiam zawsze z siermiężnymi druciakami, które mają dla mnie swoisty urok. Upycham w nich:dynie, owoce, ciastka, śniadaniowe bułki, kwiaty, bo lubię kiedy wszystko ma w domu swoje miejsce...nawet jeśli tylko na chwilę.
Bywa, że z szeregu zastosowań wybieram to dedykowane dla danej rzeczy i na podstawce pod gorące naczynia postawię dla odmiany gorący garnek ;-).Ale to zdarza się niezwykle rzadko, bo lubię też indywidualność.
Poranek był przyjemniejszy, bez chłodu wkradającego się w każdy domowy kącik.
Jeśli kto myśli, że na wsi się odpoczywa to...mija się z prawdą o lata świetlne.
Prace domowe i ogrodowe pochłaniają każdą chwilę, szczególnie kiedy ma się do dyspozycji dwa dni w siedmiodniowym tygodniu.
Tym razem także nie miałam wolej soboty.
Dłubałam przy fotelu, w pozycji w kucki więc po kilku godzinach pracy byłam stworem zależnym całkowicie od męża...z trudem się wyprostowałam, położyłam...
Jednak jak zawsze efekt, który udało się osiągnąć szybko pozwolił zapomnieć o niedyspozycji.
Za oknem rozpanoszyła się jesień.
Widać ją w pożółkłych i czerwonych liściach, po szaro burych polach, po wyschniętych kikutach łąkowych kwiatów, po kasztanach znajdowanych pod drzewem i wrzosach na przydomowej grządce.
Nawet na wpół dziki kot - towarzysz naszych weekendowych w Chatce pobytów, zmienił garnitur na cieplejszy i wygląda jak puchata kulka, a mimo to pcha się do domu "na chama", żeby chociaż przez chwilę odpocząć od chłodu za oknem.
Jesień w Chatce ma kolor niebieski.
Wszystko za sprawą ceramiki Marki GREEN GATE w kobaltowo niebieskie wzory.
Mam do marki niebywałą słabość.
Podobają mi się: herbaciane dzbanki, fikuśne cukiernice, pojemne filiżanki z ergonomicznym uszkiem, jajeczne kieliszki, kawowe kubki,które często wykorzystuję niezgodnie z przeznaczeniem, talerze, talerzyki deserowe i malutkie, zdobne ceramiczne łyżeczki.
Ale Green Gate to nie tylko piękna, najwyższej jakości ceramika,
to także tekstylia: ściereczki, serweteczki, boskie rękawice kuchenne, kobiece fartuszki, dywaniki, cieplutkie pikowane pledy.
Zachwycają mnie wzory i kolory: kółka, paski, kwiatki, heksagony, gwiazdki, róże, czerwienie, żółcie, zielenie, szarości i wszystkie odcienie niebieskiego.
Tyle kolekcji ile kobiecych pragnień!
Katalogi na nowy sezon, na które zawsze poluję, przenoszą mnie w bajkową krainę za Zieloną Bramę, w której znikam na długie godziny.
Ceramiczne, tekstylne i metalowe nowości przyjechały do mnie ze sklepu VANILLE MYNTE.
Sklepik malutki ale asortyment szeroki i zróżnicowany.
Znajdziecie tutaj wszystko o czym pisałam powyżej, a nawet dużo więcej.
Szperajcie, szukajcie, wybierajcie!!!
Jeśli podobnie jak ja macie na punkcie marki gigantycznego fioła Właścicielka przygotowała dla Was fajną promocję.
Od dzisiaj do 16.10 na hasło: AUTUMN wszystkie produkty GREEN GATE taniej o 25%
W życiu cenię umiar więc te strojne wzory zestawiam zawsze z siermiężnymi druciakami, które mają dla mnie swoisty urok. Upycham w nich:dynie, owoce, ciastka, śniadaniowe bułki, kwiaty, bo lubię kiedy wszystko ma w domu swoje miejsce...nawet jeśli tylko na chwilę.
Bywa, że z szeregu zastosowań wybieram to dedykowane dla danej rzeczy i na podstawce pod gorące naczynia postawię dla odmiany gorący garnek ;-).Ale to zdarza się niezwykle rzadko, bo lubię też indywidualność.
Ogarniam dzięki druciakom domowy chaos.
Do niedawna piec był składem pierdół wszelkich...odchudziłam nieco to miejsce z rzeczy i dzisiaj wygląda znacznie lepiej.
Tworzenie przyjemnych dla oka obrazów to takie moje małe skrzywienie.
Mogę bez końca układać i przekładać przedmioty, aż uzyskam zadowalającą aranżację.
Czasem wystarczy mały element, kropla koloru na monochromatycznym tle: kolorowa rękawica kuchenna albo wzorzysta szczotka do zmywania i uznaję obraz za tymczasowo skończony.
Lubię zmiany ale drobne, nie spektakularne. Takie, które nie stawiają mojego życia do góry nogami,
Nie mogę sobie odmówić drobnych przyjemności: kilku kubków, nowych kwiatów w domu, innego koloru ścian...To takie nieszkodliwe radości, z których nie chcę rezygnować.
W ostatnim czasie w kilka chwil wymyśliłam sobie zmiany w naszej wiejskiej sypialni.
Mnóstwo pracy ale wycisnę z siebie ile się da i skończę projekt, chociaż niektórzy myślą, że nie dam rady ( o Tobie mężu piszę). Mój trener mawia: "Jeśli nie Ty, to kto??" i to zdanie powoduje, że spinam poślady i działam. Jestem zmotywowana i zawzięta więc nie odpuszczę. Trzymajcie kciuki za powodzenie.
Miłego dnia i wspaniałego tygodnia
Ola
Piękna ta niebieska ceramika, na pewno zajrzę do sklepu:-) A dzięki twoim świetnym aranżacjom wszystko wygląda niesłychanie klimatycznie:-)) Pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńOj jak ja Cię rozumiem, takie wejścia do zimnego domu na pewno powodują moje unieruchomienie a nie rozruch. Pewnie mam coś z jaszczurki :)
OdpowiedzUsuńceramika piękna bo niebieska a zdjęcia mnie zachwycają nie pierwszy raz
Brrr aż mi się zimno zrobiło. Czuje się podobnie kiedy wracamy po weekendzie - co prawda, wtedy zazwyczaj mamy jakieś 15'C i szybko uruchamiamy piec, by temperaturę zwiększyć, to mimo wszystko strach się rozbierać ;)
OdpowiedzUsuńNie znoszę zimna więc nie wyobrażam sobie takiej temperatury w domu. Po takich chłodach ciężko dogrzać pomieszczenia, zwłaszcza, że rzadko tam bywacie. Tak patrzę na te zdjęcia i w ogóle nie czuję u Ciebie jesieni, ma się wrażenie, że u Ciebie wciąż lato :) Jestem zakochana w tym waszym domku, niesamowity klimat tam panuje wręcz cudowny!! Dużo radości z bywania w nim życzę...i więcej ciepła :)
OdpowiedzUsuńsą już wyniki?
OdpowiedzUsuńU nas w bloku już grzeją, ale i tak wolę zimne kaloryfery a ciepły koc i gorącą herbatę :)
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Beti mam wrażenie, że u Was wiosna lub lato :D Tak piękne i jasne wnętrze widać na zdjęciach :) I tylko czerwone liście cudownie kontrastują z tym klimatem :)) Ściskam i wysyłam moc gorących pozdrowień na jesienne rozgrzanie!
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie duże malowane kubki! są świetne! a połączenie z kwiatami niesamowite ! Taką jesień lubię - u mnie niestety pada i nawet kolorowych listów nie mogę pozbierać :(
OdpowiedzUsuńA mogę u Was zamieszkać? Może być nawet zimno :)
OdpowiedzUsuńKubeczki urocze, w niebieskich odcieniach wyglądają śliczne, więc z gorącą herbatą nie straszne im zimno, a nawet mróz :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Jest pięknie, sielsko i przytulnie. Kubeczki są urocze:) Ja też nie cierpię zimna, ale jest tak pięknie, że mogłabym zamieszkać w tym domu. Pozdrawiam ciepło:)
OdpowiedzUsuńOlu domyślam się, że z takim domem jest ogrom pracy, nieraz wyrzeczeń, utrudnionych warunków, ale z drugiej strony jaka satysfakcja:) Z jaką Ty zawsze miłością o tej swojej chatce piszesz, uwielbiam to czytać:))) Pięknie u Ciebie Oleńko i ten niebieski tak idealnie Wam się tam wpasował, stworzyliście cudowne wnętrze, pełne ciepła. Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam niebieski....kolekcja wygląda bajecznie:) Buziaki
OdpowiedzUsuńPrześliczne masz te kubeczki :) Chętnie bym z nich poranną kawę piła :)
OdpowiedzUsuń