Nigdy nie byłam fanką koloru różowego.
Kiedy moje koleżanki nosiły zwiewne sukienki, ja zakładałam podarte jeansy oraz nabijaną ćwiekami koszulkę własnej produkcji i pędziłam na podwórko, gdzie przeistaczałam się w członka dziecięcej bandy.
Ganiałam z patykami bawiąc się w "wojnę" i strzelałam wyimaginowanymi pociskami do moich kolegów, grałam w "pokrywkę" i "podchody",
wspinałam się na drzewa i uczestniczyłam w plemiennych naradach; jako "Bystra Strzała" wypaliłam niejedną fajkę pokoju.
Sińce i otarcia na nogach były moim znakiem rozpoznawczym(prawdę powiedziawszy są nim do dzisiaj).
Moim pierwszym przyjacielem był Karol, który mieszkał piętro niżej,
a w szkole podstawowej nie zawiódł mnie nigdy Mariusz.
Byłam chłopczycą, a umiłowanie do: spodni, skórzanych pasków, czaszkowych wzorów i metalowych ozdób zostało mi do dzisiaj.
Ganiałam z patykami bawiąc się w "wojnę" i strzelałam wyimaginowanymi pociskami do moich kolegów, grałam w "pokrywkę" i "podchody",
wspinałam się na drzewa i uczestniczyłam w plemiennych naradach; jako "Bystra Strzała" wypaliłam niejedną fajkę pokoju.
Sińce i otarcia na nogach były moim znakiem rozpoznawczym(prawdę powiedziawszy są nim do dzisiaj).
Moim pierwszym przyjacielem był Karol, który mieszkał piętro niżej,
a w szkole podstawowej nie zawiódł mnie nigdy Mariusz.
Byłam chłopczycą, a umiłowanie do: spodni, skórzanych pasków, czaszkowych wzorów i metalowych ozdób zostało mi do dzisiaj.
W sukienkach nadal nie czuję się dobrze... mam do nich taką awersję, że jak już decyduję się jakąś założyć to marudzę mężowi, żem koślawa i niezgrabna i nic na mnie nie pasuje czym doprowadzam go do szewskiej pasji.
Ola w sukience to widok naprawdę rzadki ;-).
Nie mam córki, być może łatwiej byłoby mi zaakceptować moją obecną słabość do różu.
Dziecko(własne) w pewien sposób zmienia kobietę...odkąd urodził się F. po romansidła nie sięgam z obrzydzeniem i nawet zdarza mi się ryczeć na bajkach, jestem subtelniejsza( niekoniecznie w języku ;-)) i bardziej wyrozumiała.
U progu 38 roku życia doznałam olśnienia. Jeb...spadło na mnie znienacka, pewnego lipcowego popołudnia, kiedy przeglądałam w sieci projekty kolorowych kuchni. Róż nie jest bee i fuj!!!
Wygląda naprawdę spoko!
Nie jest to odkrycie na miarę Kopernika, z którego będą czerpać przyszłe pokolenia
ale dzięki niemu nabrałam świadomości, że nie taka ze mnie harda, rockendrolowa baba za jaką się miałam.
Wyłazi na wierzch moja słodka, romantyczna natura...zbudziła się z zimowego snu; wyrwała się spod kolana, którym dogniatałam ją w latach poprzednich.
Nie wyobrażam sobie, że zacznę nosić kiecki w "barbiowym" różu i ,że ściany oraz połowę domu na wsi przemaluję na różowo (ale 1/3 to chyba przemaluję ;-))...
Wprowadzam kolor w niewielkich ilościach: najpierw do kuchni, a teraz przy okazji modernizacji sypialni także i do drugiego pomieszczenia
Maluję pomieszczeniom rumieńce, bo dla mnie kropla tego koloru we wnętrzu jest jak zawstydzona dziewczyna z rumieńcem na policzku( w tym wydaniu właśnie!!!) - synonimem świeżości.
Ola w sukience to widok naprawdę rzadki ;-).
Nie mam córki, być może łatwiej byłoby mi zaakceptować moją obecną słabość do różu.
Dziecko(własne) w pewien sposób zmienia kobietę...odkąd urodził się F. po romansidła nie sięgam z obrzydzeniem i nawet zdarza mi się ryczeć na bajkach, jestem subtelniejsza( niekoniecznie w języku ;-)) i bardziej wyrozumiała.
U progu 38 roku życia doznałam olśnienia. Jeb...spadło na mnie znienacka, pewnego lipcowego popołudnia, kiedy przeglądałam w sieci projekty kolorowych kuchni. Róż nie jest bee i fuj!!!
Wygląda naprawdę spoko!
Nie jest to odkrycie na miarę Kopernika, z którego będą czerpać przyszłe pokolenia
ale dzięki niemu nabrałam świadomości, że nie taka ze mnie harda, rockendrolowa baba za jaką się miałam.
Wyłazi na wierzch moja słodka, romantyczna natura...zbudziła się z zimowego snu; wyrwała się spod kolana, którym dogniatałam ją w latach poprzednich.
Nie wyobrażam sobie, że zacznę nosić kiecki w "barbiowym" różu i ,że ściany oraz połowę domu na wsi przemaluję na różowo (ale 1/3 to chyba przemaluję ;-))...
Wprowadzam kolor w niewielkich ilościach: najpierw do kuchni, a teraz przy okazji modernizacji sypialni także i do drugiego pomieszczenia
Maluję pomieszczeniom rumieńce, bo dla mnie kropla tego koloru we wnętrzu jest jak zawstydzona dziewczyna z rumieńcem na policzku( w tym wydaniu właśnie!!!) - synonimem świeżości.
Przed Wami słodki niczym wata cukrowa projekt.
Nie ostatni, bo jeśli chodzi o róż stać mnie na więcej i będziecie mieli okazję się o tym przekonać.
Nie ostatni, bo jeśli chodzi o róż stać mnie na więcej i będziecie mieli okazję się o tym przekonać.
W projekcie są i i mój nowy "ulubiony"kolor i delikatne koronki i odrobinę gwiazdek i jasne drewno.
Bawełna, bawełna i jeszcze raz bawełna.
Moim skromnym zdaniem nic tak nie potrafi zepsuć fajnego projektu łapacza jak połyskujące wstążki.
Kojarzą mi się ze skarpetkami zakładanymi do sandałów i białym biustonoszem pod czarną prześwitująca bluzką...ze złym gustem.
Oczywiście wiem, że zwolenników połyskliwych detali jest tylu ile jest mrówek w mrowisku albo i jeszcze więcej.
U mnie w każdym razie połysk tylko na święta...tylko wtedy jest dla mnie strawny i do przyjęcia ( w niewielkich ilościach).
Rzut kamieniem od miejsca, w którym pracuję mam giełdę kwiatową.
Na giełdzie są kwiaty, kwiaty i ... kwiaty(jesteście pewnie bardzo zaskoczeni) ale także: szwarc, mydło i powidło.
Nie brakuje przedmiotów wykonanych w odmiennej od mojej stylistyce w obecności, których cierpi mój zmysł estetyczny.
Wśród wszechobecnej tandety, skropionych brokatem wiązanek ze sztucznego kwiecia i malutkich cherubinków z gipsu wypatrzyłam jednak coś, co wykorzystałam w swoim nowym projekcie.
A mianowicie koronki bawełniane po 3 zł/ za 4 metry i bawełniane wstążki z postrzępionymi bokami we wszystkich kolorach świata...wyglądają nieco jak stara, sprana i podarta na paski pościel lub jak bawełniana halka nocna mojej babci i pewnie przez to swojskie skojarzenie z przeszłością tak bardzo mi się spodobały.
To nie pierwszy raz kiedy robię ŁAPACZ SNÓW.
Poprzednio plotłam go ze sznurka na okręgu i taką wersję ŁAPACZA możecie zobaczyć TUTAJ, tym razem postanowiłam ułatwić sobie znacznie sprawę.
Na "szmatach" kupiłam starą, gigantyczną, robioną na szydełku serwetę.
Boki serwety były podziurawione i poplamione ale najbardziej zależało mi na jej środku więc te 3 zł za produkt wybrakowany mogłam wydać ;-).
W poprzedniej wersji z tamborka do haftowania wykorzystałam tylko jedną część. Tym razem rozpięłam serwetę na tamborku, zupełnie w taki sposób, w jaki napina się materiał do haftowania.
Na tym etapie trzeba zadbać, żeby serweta był dobrze i równomiernie naciągnięta ( zależało mi na symetrycznym wzorze).
Kiedy już zabezpieczyłam materiał przed przesuwaniem się drugą częścią tamborka ucharatałam nadmiar serwetki nożyczkami, a potem, żeby to wszystko jako tako wyglądało podkleiłam ucięte końce klejem.
W domu akurat miałam taki jak na zdjęciach, ale mogę powiedzieć, że jest do dupy i zdarzyło mi się używać znacznie lepszych.
Jeśli macie kupować jakiś specjalnie to polecam MAGIC.
Do okręgu przymocowałam także za pomocą kleju kilka niedbale powiązanych wstążek...trzy razy...rzucając przekleństwami na prawo i lewo ( wszystko przez klej!!!)
W poprzedniej wersji z tamborka do haftowania wykorzystałam tylko jedną część. Tym razem rozpięłam serwetę na tamborku, zupełnie w taki sposób, w jaki napina się materiał do haftowania.
Na tym etapie trzeba zadbać, żeby serweta był dobrze i równomiernie naciągnięta ( zależało mi na symetrycznym wzorze).
Kiedy już zabezpieczyłam materiał przed przesuwaniem się drugą częścią tamborka ucharatałam nadmiar serwetki nożyczkami, a potem, żeby to wszystko jako tako wyglądało podkleiłam ucięte końce klejem.
W domu akurat miałam taki jak na zdjęciach, ale mogę powiedzieć, że jest do dupy i zdarzyło mi się używać znacznie lepszych.
Jeśli macie kupować jakiś specjalnie to polecam MAGIC.
Do okręgu przymocowałam także za pomocą kleju kilka niedbale powiązanych wstążek...trzy razy...rzucając przekleństwami na prawo i lewo ( wszystko przez klej!!!)
Gotowy łapacz wygląda całkiem nieźle.
Tym bardziej, że jest to projekt na niedziele popołudni: mało stresujący ( gdyby nie ten klej!) i mało absorbujący.
Koszt projektu to około 40-stu złotych. Jednak zostało mi jeszcze sporo bawełnianych wstążek, których pewnie użyję nie raz, a nawet jeśli nie użyję, to są dość dekoracyjne na tych kartonowo, drewnianych szpulkach i same w sobie są piękną ozdobą
Tym bardziej, że jest to projekt na niedziele popołudni: mało stresujący ( gdyby nie ten klej!) i mało absorbujący.
Koszt projektu to około 40-stu złotych. Jednak zostało mi jeszcze sporo bawełnianych wstążek, których pewnie użyję nie raz, a nawet jeśli nie użyję, to są dość dekoracyjne na tych kartonowo, drewnianych szpulkach i same w sobie są piękną ozdobą
Łapacz będzie nową ozdobą mojej wiejskiej sypialni. Bardzo jestem ciekawa czy uda mi się osiągnąć zadowalający efekt.
Tymczasem miłego dnia dla Was i pięknego weekendu.
OLA
Też jestem na etapie łapaczy. Twój jest uroczy:)
OdpowiedzUsuńNo, ja też w końcu muszę zrobić. Ale ostatnio tak mało romantyczna jestem ;)
OdpowiedzUsuńtamborek! tego słowa mi brakowało, więc zakupiłam obręcz metalową i zamierzam zabrać się za łapacze razem z córką :) Twój jest piękny i bardzo delikatny, z serwetką super pomysł!
OdpowiedzUsuńJakie piekne te tasiemki i koronka!!!!O jeju czemu u mnie nie ma takich buuu...cudowne!!!!Lapacz rewelacyjny:-)Mirka.
OdpowiedzUsuńRomantyczny, bezsprzecznie! Jeszcze do romantyzmu nie dojrzałam, więc czarny chyba popełnię 😉 Zgodnie z Twoimi instrukcjami. 😘
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba z taką nutką romantyzmu :)
OdpowiedzUsuńMam bardzo podobne tasiemki :) U mnie również nie ma miejsca na świecące się ozdóbki, więc doskonale wiem, co czujesz. A łapacz snów jest świetny!
OdpowiedzUsuńprzepiękny! I kolory cudowne :)
OdpowiedzUsuńgenialne i absolutnie w moich kolorach :) uwielbiam pudrowy róż i szarości :)
OdpowiedzUsuńPięknie Ci wyszło! A te wstążki są cudne!
OdpowiedzUsuńCzy ta giełda kwiatowa z tymi przepięknymi tasiemkami znajduje się w Warszawie :)?
OdpowiedzUsuńPodoba mi się...pewnie dlatego, że przypomina mi ten, który zrobiłam kiedyś dla Łucji :) http://anicja.blogspot.com/2015/01/by-spao-sie-lepiej.html
OdpowiedzUsuńPiękny ten łapacz...a mój leży w kącie niedokończony...
OdpowiedzUsuńtasiemki piękne, też takie lubię i te koronki...
Buziaki
Aga z Różanej
świetnie to wygląda i kolorki takie słodkie :)
OdpowiedzUsuńpiękny :)
OdpowiedzUsuńto prawda, bardzo fajnie to wygląda na ścianie :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam łapacza chyba w każdej wersji :) świecące, romantyczne i wszystkie inne! Wyszedł pięknie. Czekam na kolejne różowe projekty. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńUwielbiam łapacze. Twój wyszedł bardzo ładnie. Zestawienie kolorystyczne świetne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam::)
Ach te łapacze. Połowa kobiet już je robiła, część akurat robi i są jeszcze takie co to pewnie w najbliższym czasie zrobią bo czyż nie są piękne w każdym wydaniu. Pozdrawiam :-).
OdpowiedzUsuńŚliczny jest. Sama niedawno zrobiłam podobny, chociaż oprócz koronki zamiast tych pięknych bawełnianych wstążek użyłam jednak satynowych. Tylko takie udało mi sie zdobyć w krótkim czasie. Ale powiem Tobie, że satynowe też prezentują się całkiem dobrze. Serwetkę robiłam sama, mialam opory przed cięciem tak dużej i przez to chyba trochę dłużej pracowałam nad łapaczem. Twoja wersja jest szybka i efektowna. Super! :)
OdpowiedzUsuńPiękny!
OdpowiedzUsuńkiedy wyniki?
OdpowiedzUsuńJa dawno temu robiłam taki indiański łapacz snów, z piórkami ptasimi :) Bardzo ciekawy blog, chciałabym go dodać do mojej listy najlepszych blogów wnętrzarskich! Zapraszam na stronę http://dekordia.pl/najlepsze_blogi/, gdzie pobierzesz odznakę Blogu na medal :)
OdpowiedzUsuńI ja w końcu zrobiłam sobie łapacz:) a koronek po 3zł/4metry to Ci zazdroszczę
OdpowiedzUsuńu mnie za metr chcą 2,50.......
W łapaczach fajne jest to , że panuje taka różnorodność :)
Twój jest bardzo dziewczęcy.
Pozdrowionka
Cudny, piękna serwetka i wstążki.
OdpowiedzUsuńfantastyczny - delikatny z pięknie dobranymi kolorami :)
OdpowiedzUsuńŚliczny jest! Akurat taką stylistykę lubię bardzo i taki różowy, jak na tych wstążkach, podoba mi się od zawsze...
OdpowiedzUsuńRomantyczna dusza wychodzi z Ciebie Olu, niczym w przysłowiu "nigdy nie mów nigdy" ;)
Taki romantyczny i subtelny! Brawo!
OdpowiedzUsuńCzuję się zawiedziona, naprawdę bardzo! Dlaczego nie mieszkam obok tego targu????? Łapacz wygląda genialni :)Gdzie tu w sieci zakupić takie bawełniane wstążki i to jeszcze za taką kwotę? ech...
OdpowiedzUsuńŚwietny, bardzo fajny dodatek.
OdpowiedzUsuńwow przepiękny, zaczynam polowanie na taką serwetę i zacznę przygode ze swoimi łapaczami do pokoi córek:)
OdpowiedzUsuń