27 paź 2016

ROMANTYCZNA SYPIALNIA W DOMU NA WSI

Na palcach jednej ręki mogę policzyć ile weekendowych wyjazdów do domu na wsi przed nami. Jak pewnie pamiętacie nasz dom na wsi, na zimę zostanie zamknięty, bo po 5 dniach nieobecności (praca i szkoła w mieście), kiedy temperatura na zewnątrz spada poniżej zera, nie bylibyśmy w stanie nagrzać starych murów do temperatury w której można normalnie egzystować. Bardzo się wobec tego cieszę, że udało mi się skończyć remont naszej letniej sypialni.
Ze starym domem jest trochę jak z dzieckiem. Dbamy o nasze dziecko, karmimy,  myjemy, zakładamy "cieplejsze rzeczy" kiedy pierwsze chłody za oknem. Czasem jednak pomimo naszych starań dziecko zaczyna chorować.
Nasz stary dom zachorował. Ściany w przedpokoju  toczy grzyb, a miałam nadzieję, że poradziliśmy sobie z tą niszczycielską "chorobą". Na wiosnę skuliśmy tynki, dokładnie wysuszyliśmy mury, zlaliśmy całość środkiem grzybobójczym. Na początku września ścianę naprawiliśmy zgodnie ze sztuką. Grzyb podstępnie ukryty jednak znów zaatakował .  Wilgoć w ścianie może znacznie osłabić konstrukcję, a niechciany "lokator"nie jest bezpieczny dla zdrowia - zmartwienie jest więc duże. Na dodatek nie wiemy gdzie szukać przyczyny problemu, bo dach wydaje się być szczelny.
Wprawdzie nie to jest tematem dzisiejszego posta ale ponieważ traktuję blog jako swoisty pamiętnik, nie mogłam o tym nie wspomnieć.

 Przedstawiam Wam naszą odmienioną, letnią sypialnię.
Nasza sypialnia jest teraz bardzo kobieca. Znajdziecie w niej bardzo dużo różu, na punkcie którego oszalałam w letnim sezonie i trwam w szaleństwie z uśmiechem na ustach. Pisałam już o tym kiedyś, ale napiszę raz jeszcze: kropla różu sprawia, że w pomieszczeniu pojawia się energia, której ostatnio bardzo potrzebuję. Zależało mi też na tym, żeby i mój mąż, z którym tę sypialnię dzielę czuł się w niej dobrze więc róż połączyłam z szarością. Szare dodatki udało mi się nabyć w bardzo okazyjnych cenach na wyprzedażach w H&M Home. Większość starych, niepasujących dekoracji znalazła nowych właścicieli więc nie pozostaje mi nic innego jak bardzo Wam podziękować, że zechcieliście je przygarnąć.
To też dzięki Wam udało mi się zrealizować mój plan w 100%.

dom na wsi, letni dom

SHARE:

24 paź 2016

Drabina we wnętrzu - hit czy kit??

Moda na drabiny we wnętrzu trwa  od dobrych kilku lat.
W blogosferze roi się od drabin...niemal każdy szanujący się bloger wykorzystuje drabiny w swoich stylizacjach. Mamy wieszaki na pledy i ręczniki, stojaki na bawełniane  kuleczki i wszelkiej maści sznury świetlne oraz wieszaki na ulubione magazyny na przykład:wnętrzarsko kulinarne..
Broniłam się przed drabiną rękami i nogami. Broniłam się jak w lany poniedziałek przed kubłem wody wylanym na głowę lub jak w tłusty czwartek przed zjedzeniem piątego pączka.
Nie chciałam wpuścić jej do domu, zatrzaskując za każdym razem kiedy pojawiła się na horyzoncie,  drzwi  przed jej nosem.
Z miesiąca na miesiąc, z tygodnia na tydzień, z dnia na dzień moja niechęć do drabin topniała jak resztki śniegu na trawnikach wiosną - systematycznie i nieubłaganie.
W ostatnich tygodniach września zabrałam się na przeistaczanie starego fotela w małe, szare cudo. Kiedy był gotowy ustawiłam go w nowym miejscu(#dobrazmiana ??) w sypialni na wsi i stwierdziłam, że sam fotel mimo, że przecudnej urody to zdecydowanie za mało.  Na taboretach w naszym domu rzadko sadzamy cztery litery, bo najczęściej wykorzystujemy je niezgodnie z przeznaczeniem ( taborety a nie tyłki ;-)). Jeden z takich taboretów odmieniłam niedawno przy pomocy farby kredowej AS w odcieniu Napoleonic Blue.  Z pewnością stary niebieski taboret byłby genialnym stoliczkiem pomocniczym ale nie dałam mu najmniejszej szansy, żeby zaistniał w tej roli...przymierzyłam go tylko do fotela, żeby odzyskać sposób ducha i utwierdzić się w przekonaniu, że intuicja nadal mnie nie zawodzi (#chrzanieskromnosc) i  że w tym miejscu taboret będzie produktem zupełnie nietrafionym. Nie mam teraz wprawdzie, gdzie odłożyć kubka z kawą, ewentualnie słodkiego, popołudniowego CO NIE CO, co może być bardzo problematyczne kiedy akurat czytam książkę i akurat trzeba przewrócić kartkę...ale ergonomii  nie ceniłam nigdy zbyt wysoko. W butach na wysokim obcasie też bolą mnie nogi i wcale mnie to nie  powstrzymuje przed zakładaniem ich.
Kiedy tylko myśl o zagospodarowaniu sypialnianego kąta drabiną zrodziła się w mej głowie,  poczułam jak opuszcza mnie UNIKATOWOŚĆ. Wydawało mi się, że jest nam z sobą całkiem dobrze ale tak naprawdę nasz związek był tylko grą pozorów. Przestało się nam układać dawno temu, kiedy zrobiłam sobie ŁAPACZ SNÓW(  w myśl zasady: ma dziad i baba, więc i ja mam) i zaczęłam przemalowywać meble na szaro.

DIY, romantyczna sypialnia

SHARE:

12 paź 2016

JESIEŃ W NIEBIESKIM KOLORZE

W piątkowy wieczór po dwu tygodniach nieobecności zawitaliśmy do naszego letniego domu.
Temperatura na zewnątrz wskazywała 7 stopni Celsjusza,  wewnątrz było nieco lepiej.
W domu słupek rtęci zatrzymał się na dziesiątej kresce i uwierzcie w takiej temperaturze,  nie mogłam czuć się komfortowo.
Wbrew temu co mówi biologia o termice człowieka jestem przekonana, że bliżej mi do żaby niż istoty ludzkiej, wszak kiedy zimno zapadam w stan odrętwienia i w sumie mogłabym ukryć się w jakiejś norce lub szczelince i tak przetrwać zimę.
W naszym domu było zimno!!!
 Zimno na tyle, że przez kilka godzin musieliśmy chodzić w kurtkach.
Dopiero około godziny 23 temperatura przekroczyła magiczną granicę 15 stopni ale  wtedy już trzy kaflowe piece hulały na całego.
Kiedy ja krzątałam się po kuchni (trochę z obowiązku, a trochę dlatego żeby poprawić sobie krążenie),
Franek zagrzebał się w: koce, kołdry i poduszki; które wskutek jego działalności przeistoczyły się tego wieczora w coś na kształt niedźwiedziej gawry. Zajęci sprawami około domowymi  nawet nie zauważyliśmy, że zasnął w barłogu, na wielkim fotelu.  
Kiedy kładliśmy się spać w domu było nadal dość rześko, 
a ja żałowałam
 że nie jestem kowbojem na dzikim zachodzie  i nie mam na wyposażeniu Long Johnów,  które szczelnie otuliłyby moje zmarznięte ciało. Na szczęście długie spodnie i wysłużony polar były na podorędziu i tym sposobem udało mi się przetrwać noc.

Poranek był przyjemniejszy, bez chłodu wkradającego się w każdy domowy kącik.
Jeśli kto myśli, że na wsi się odpoczywa to...mija się z prawdą o lata świetlne.
Prace domowe i ogrodowe pochłaniają każdą chwilę, szczególnie kiedy ma się do dyspozycji dwa dni w siedmiodniowym tygodniu.
Tym razem także nie miałam wolej soboty.
Dłubałam przy fotelu, w pozycji w kucki więc po kilku godzinach pracy byłam stworem zależnym całkowicie od męża...z trudem się wyprostowałam, położyłam...
Jednak jak zawsze efekt, który udało się osiągnąć szybko pozwolił zapomnieć o niedyspozycji.

Za oknem rozpanoszyła się jesień.
Widać ją w pożółkłych i czerwonych liściach, po szaro burych polach, po wyschniętych kikutach łąkowych kwiatów, po kasztanach znajdowanych pod drzewem i wrzosach na przydomowej grządce.
Nawet  na wpół dziki kot - towarzysz naszych weekendowych w Chatce pobytów, zmienił garnitur na cieplejszy i wygląda jak puchata kulka, a mimo to pcha się do domu "na chama", żeby chociaż przez chwilę odpocząć od chłodu za oknem.

green gate ceramika

Jesień w Chatce ma kolor niebieski.
Wszystko za sprawą ceramiki Marki GREEN GATE w kobaltowo niebieskie wzory.
Mam do marki niebywałą słabość.
Podobają mi się: herbaciane dzbanki, fikuśne cukiernice, pojemne filiżanki z ergonomicznym uszkiem, jajeczne kieliszki, kawowe kubki,które często wykorzystuję niezgodnie z przeznaczeniem, talerze, talerzyki deserowe i malutkie, zdobne ceramiczne łyżeczki.
Ale Green Gate to nie tylko piękna, najwyższej jakości ceramika,
to także tekstylia: ściereczki, serweteczki, boskie rękawice kuchenne, kobiece fartuszki, dywaniki, cieplutkie pikowane pledy.
Zachwycają mnie wzory i kolory: kółka, paski, kwiatki, heksagony, gwiazdki, róże, czerwienie,  żółcie, zielenie, szarości i wszystkie odcienie niebieskiego.
Tyle kolekcji ile kobiecych pragnień!
Katalogi na nowy sezon, na które zawsze poluję,  przenoszą mnie w bajkową krainę za Zieloną Bramę, w której znikam na długie godziny.

Ceramiczne, tekstylne i metalowe  nowości przyjechały do mnie ze sklepu VANILLE MYNTE. 
Sklepik malutki ale asortyment szeroki i zróżnicowany.
Znajdziecie tutaj wszystko o czym pisałam powyżej, a nawet dużo więcej.
Szperajcie, szukajcie, wybierajcie!!!
Jeśli podobnie jak ja macie na punkcie marki gigantycznego fioła Właścicielka przygotowała dla Was fajną promocję.
Od dzisiaj do 16.10 na hasło: AUTUMN wszystkie produkty GREEN GATE taniej o 25%


green gate ceramika

green gate ceramika

green gate ceramiki

W życiu cenię  umiar więc te strojne wzory zestawiam zawsze z siermiężnymi druciakami, które mają dla mnie swoisty urok. Upycham w nich:dynie, owoce, ciastka, śniadaniowe bułki, kwiaty, bo lubię kiedy wszystko ma w domu swoje miejsce...nawet jeśli tylko na chwilę.
Bywa, że z szeregu zastosowań wybieram to dedykowane dla danej rzeczy i na podstawce pod gorące naczynia postawię dla odmiany gorący garnek ;-).Ale to zdarza się niezwykle rzadko, bo lubię też indywidualność.

green gate ceramika


Ogarniam dzięki druciakom domowy chaos.
Do niedawna piec był składem pierdół wszelkich...odchudziłam nieco to miejsce z rzeczy i dzisiaj wygląda znacznie lepiej.

green gate ceramika

Tworzenie przyjemnych dla oka obrazów to takie moje małe skrzywienie.
Mogę bez końca układać i przekładać przedmioty, aż uzyskam zadowalającą aranżację.
Czasem wystarczy mały element, kropla koloru na monochromatycznym tle: kolorowa rękawica kuchenna albo wzorzysta szczotka do zmywania i uznaję obraz za tymczasowo skończony.

green gate ceramika

green gate ceramika

Lubię zmiany ale drobne, nie spektakularne. Takie, które nie stawiają mojego życia do góry nogami,
Nie mogę sobie odmówić drobnych przyjemności: kilku kubków, nowych kwiatów w domu, innego  koloru ścian...To takie nieszkodliwe radości, z których nie chcę rezygnować.
W ostatnim czasie w kilka chwil wymyśliłam sobie zmiany w naszej wiejskiej sypialni.
Mnóstwo pracy ale wycisnę z siebie ile się da i skończę projekt, chociaż niektórzy myślą, że nie dam rady ( o Tobie mężu piszę). Mój trener mawia: "Jeśli nie Ty, to kto??" i to zdanie powoduje, że spinam poślady i działam. Jestem zmotywowana i zawzięta więc nie odpuszczę. Trzymajcie kciuki za powodzenie.

Miłego dnia i wspaniałego tygodnia

Ola

green gate ceramika

SHARE:

6 paź 2016

ŁAPACZ SNÓW - ROMANTYCZNY DODATEK DO SYPIALNI

Nigdy nie byłam fanką koloru różowego.
Kiedy moje koleżanki nosiły zwiewne sukienki, ja zakładałam  podarte jeansy oraz nabijaną ćwiekami koszulkę własnej produkcji i pędziłam na podwórko, gdzie przeistaczałam się w członka dziecięcej bandy.
Ganiałam z patykami bawiąc się w "wojnę" i strzelałam wyimaginowanymi pociskami do moich kolegów, grałam w "pokrywkę" i "podchody",
wspinałam się na drzewa i uczestniczyłam w  plemiennych naradach; jako "Bystra Strzała" wypaliłam niejedną fajkę pokoju.
Sińce i otarcia na nogach były moim znakiem rozpoznawczym(prawdę powiedziawszy są nim do dzisiaj).
 Moim pierwszym przyjacielem był Karol, który mieszkał piętro niżej,
a w szkole podstawowej nie zawiódł mnie nigdy Mariusz.
Byłam chłopczycą, a umiłowanie do: spodni, skórzanych pasków, czaszkowych wzorów i metalowych ozdób zostało mi do dzisiaj.
W sukienkach nadal nie czuję się dobrze... mam do nich taką awersję, że jak już decyduję się jakąś założyć to marudzę mężowi, żem koślawa i niezgrabna i nic na mnie nie pasuje czym doprowadzam go do szewskiej pasji.
Ola w sukience to widok naprawdę rzadki ;-).

Nie mam córki, być może łatwiej byłoby mi zaakceptować moją obecną słabość do różu. 
Dziecko(własne) w pewien sposób zmienia kobietę...odkąd urodził się F. po romansidła nie sięgam z obrzydzeniem i nawet zdarza mi się ryczeć na bajkach, jestem subtelniejsza( niekoniecznie w języku ;-)) i bardziej wyrozumiała.
U progu 38 roku życia doznałam olśnienia. Jeb...spadło na mnie znienacka, pewnego lipcowego popołudnia, kiedy przeglądałam w sieci projekty kolorowych kuchni.  Róż nie jest bee i fuj!!!
Wygląda naprawdę spoko!
Nie jest to odkrycie na miarę Kopernika, z którego będą czerpać przyszłe pokolenia
ale dzięki niemu nabrałam świadomości, że nie taka ze mnie harda,  rockendrolowa baba za jaką się miałam.
 Wyłazi na wierzch moja słodka, romantyczna  natura...zbudziła się z zimowego snu; wyrwała się spod kolana, którym dogniatałam ją w latach poprzednich.
Nie wyobrażam sobie, że zacznę nosić kiecki w "barbiowym" różu i ,że ściany oraz połowę domu na wsi przemaluję na różowo (ale 1/3 to chyba przemaluję ;-))...
Wprowadzam kolor w niewielkich ilościach: najpierw do kuchni, a teraz przy okazji modernizacji sypialni  także i do drugiego pomieszczenia
Maluję pomieszczeniom rumieńce, bo dla mnie kropla tego koloru we wnętrzu jest jak zawstydzona dziewczyna z rumieńcem na policzku( w tym wydaniu właśnie!!!) - synonimem świeżości.

Przed Wami słodki niczym wata cukrowa projekt.
Nie ostatni, bo jeśli chodzi o róż stać mnie na  więcej i będziecie mieli okazję się o tym przekonać.
W projekcie są i i mój nowy "ulubiony"kolor i delikatne koronki i odrobinę gwiazdek i jasne drewno.
Bawełna, bawełna i jeszcze raz bawełna.
Moim skromnym zdaniem nic tak nie potrafi zepsuć fajnego projektu łapacza jak połyskujące wstążki.
Kojarzą mi się ze skarpetkami zakładanymi do sandałów i białym biustonoszem pod czarną prześwitująca bluzką...ze  złym gustem.
Oczywiście wiem, że zwolenników połyskliwych detali jest tylu ile jest mrówek w mrowisku albo i jeszcze więcej.
U mnie w każdym razie połysk tylko na święta...tylko wtedy jest dla mnie strawny i do przyjęcia ( w niewielkich ilościach).

Rzut kamieniem od miejsca, w którym pracuję mam giełdę kwiatową. 
Na giełdzie są kwiaty, kwiaty i ... kwiaty(jesteście pewnie bardzo zaskoczeni) ale także: szwarc, mydło i powidło.
Nie brakuje  przedmiotów wykonanych w odmiennej od mojej stylistyce w obecności, których cierpi mój zmysł estetyczny.
 Wśród wszechobecnej tandety, skropionych brokatem wiązanek ze sztucznego kwiecia i malutkich cherubinków z gipsu wypatrzyłam jednak coś,  co wykorzystałam w swoim nowym projekcie. 
A mianowicie koronki bawełniane po 3 zł/ za 4 metry i bawełniane wstążki z postrzępionymi bokami we wszystkich kolorach świata...wyglądają nieco jak stara, sprana i podarta na paski pościel lub jak bawełniana halka nocna mojej babci i pewnie przez to swojskie skojarzenie z przeszłością tak  bardzo mi się spodobały.

romatyczny łapacz snów

romatyczny łapacz snów

To nie pierwszy raz kiedy robię ŁAPACZ SNÓW. 
Poprzednio plotłam go ze sznurka na okręgu  i taką wersję ŁAPACZA możecie zobaczyć TUTAJ, tym razem postanowiłam ułatwić sobie znacznie sprawę. 
Na "szmatach" kupiłam starą, gigantyczną, robioną na szydełku serwetę. 
Boki serwety były podziurawione i poplamione ale najbardziej zależało mi na jej  środku więc te 3 zł za produkt wybrakowany mogłam wydać ;-).

romatyczny łapacz snów

W poprzedniej wersji z tamborka do haftowania wykorzystałam tylko jedną część. Tym razem rozpięłam serwetę na tamborku, zupełnie w taki sposób, w jaki napina się materiał do haftowania.
Na tym etapie trzeba zadbać, żeby serweta był dobrze i równomiernie naciągnięta ( zależało mi na symetrycznym wzorze).

romatyczny łapacz snów

Kiedy już zabezpieczyłam materiał przed przesuwaniem się drugą częścią tamborka ucharatałam nadmiar serwetki nożyczkami, a potem, żeby to wszystko jako tako wyglądało podkleiłam ucięte końce klejem.
W domu akurat miałam taki jak na zdjęciach, ale mogę powiedzieć, że jest do dupy i zdarzyło mi się używać znacznie lepszych.
Jeśli macie kupować jakiś specjalnie to polecam MAGIC.
Do okręgu przymocowałam także za pomocą kleju kilka niedbale powiązanych wstążek...trzy razy...rzucając przekleństwami na prawo i lewo ( wszystko przez klej!!!) 

romatyczny łapacz snów

Gotowy łapacz wygląda całkiem nieźle.
Tym bardziej, że jest to projekt na niedziele popołudni: mało stresujący ( gdyby nie ten klej!) i mało absorbujący.

Koszt projektu to około 40-stu złotych. Jednak zostało mi jeszcze sporo bawełnianych wstążek, których pewnie  użyję nie raz, a nawet jeśli nie użyję, to są dość dekoracyjne na tych kartonowo, drewnianych szpulkach i same w sobie są piękną ozdobą

romatyczny łapacz snów

romatyczny łapacz snów

romantyczny łapacz snów

romatyczny łapacz snów


Łapacz będzie nową ozdobą mojej wiejskiej sypialni. Bardzo jestem ciekawa czy uda mi się osiągnąć zadowalający efekt.
Tymczasem miłego dnia dla Was i pięknego weekendu.

OLA

romantyczny łapacz snów


SHARE:
© O Zebrze - blog lifestylowy - wnętrza, inspiracje, DIY. All rights reserved.
BLOGGER TEMPLATE DESIGNED BY pipdig