Moja kuchnia.
Mały( żeby nie powiedzieć gówniany) metraż: trzy metry długości, dwa szerokości.
Generalny remont kuchni robiliśmy siedem lat temu.
Pamiętam dokładnie,
bo było to pierwsze pomieszczenie, które postanowiłam zmienić w naszym mieszkaniu.
Zanim zabrałam się za zmiany "straszyły" w kuchni
dwa rzędy paździochowych szafek, takich z lat 70-siątych., sraczkowate płytki z importu i
wiszący przez całą długość sznurek do suszenia prania.
Nie mam zdjęć z tego okresu ale wygląd kuchni
można było określić dwoma słowami:
WNĘTRZARSKA MASAKRA.
Nie chcę tego pamiętać!
Z pewnością nie można o mnie napisać, że jestem wnętrzarskim guru
(mam na swym sumieniu wiele mieszkaniowych grzechów i grzeszków)
ale jednak jestem typową kobietą, a typowa babka lubi,
kiedy ma w domu ładnie.
Oczywiście właściwiej byłoby napisać,
że kobiety lubią kiedy mają w domu tak jak lubią,
bo przecież "ładne" to dla każdego coś innego.
Remontujemy nasze miejsca sukcesywnie.
Każde pomieszczenie ma swój czas.
Co rok dokonujemy wyborów: czy akurat zrobić coś w mieszkaniu czy w domu na wsi.
Ma to swoje złe i dobre strony.
Wady to przede wszystkim to, że remont jest rozłożony w czasie i nie ma natychmiastowego efektu WOW.
Można się jednak spokojnie zastanowić jak dane pomieszczenie ma wyglądać i zmieniać swoją wizję nawet kilkakrotnie bez ponoszenia nieprzewidzianych wydatków.
Siedem lat temu nie miałam świadomości, że istnieje
blogosfera będąca źródłem wszelkich inspiracji.
Gdyby tak było,
z pewnością w kuchni nie postawiłabym na kolor sezonu, a mianowicie limonkę na ścianie,
nie wybrałabym drewnopodobnych frontów, brązowo beżowych płytek.
Z pewnością poszłabym w jedynym słusznym dla mnie kierunku,
a więc w stronę czerni i bieli.
Ale żeby się przekonać o tym co mi naprawdę "leży"
i w jakim otoczeniu czuję się naprawdę dobrze
potrzebowałam niemal dekady ;-).
Kuchnia sprzed lat była wynikiem moich poszukiwań,
a ta obecna jest efektem
świadomości
Nie jest łatwo zrobić kuchnię swoich marzeń przy budżecie, który sobie założyłam.
Aby całkowicie "odpicować" kuchnię trzeba by było:
pomalować kuchnię,
wymienić fronty i blaty,
kupić nowy zlew,
zmienić płytę grzewczą.
Znów musieliśmy wybierać, a ponieważ lubimy rzeczy dobrej jakości woleliśmy zrobić część porządnie niż wszystko na "łapu capu".
Ograniczyliśmy się więc do malowania, wymiany frontów i
zakupu kilka dodatków, który wpłynęły na ogólny klimat w kuchni.
Niestety dębowe blaty, o których intensywnie myślę, zlew i nowa płyta grzewcza nie zmieściły się w budżecie.
Laminowane "cuda" jeszcze zostają.
Nie darzę obecnych blatów sympatią
więc kiedy wreszcie ziści się moja marzenie,
pożegnam się z nimi bez żalu.
Do malowania użyliśmy farb firmy Flugger.
Zdecydowaliśmy się na DEKSO 5.
Nie spodziewałam się, że tylko dwie warstwy tej farby wystarczą aby przykryć znienawidzony zielony kolor.
Zanim jednak przystąpiliśmy do malowania,
trzeba było zerwać samoprzylepną naklejkę z limonkami.
Naklejałam ją aby zabezpieczyć ścianę przy blacie kuchennym.
I to zadanie spełniała wyśmienicie.
Kiedy jednak postanowiłam się jej pozbyć
wraz z naklejką zeszło ze ściany mnóstwo tynku,
który trzeba było uzupełnić.
Zalepiałam ubytki wielkości kartki A4 złorzecząc
na swoją "pomysłowość".
Dzisiaj mądrzejsza o nowe doświadczenia
naklejkom samoprzylepnym mówię stanowcze NIE.
Nie byłabym sobą gdyby w mojej kuchni zabrakło chociaż
małego fragmentu czarnej ściany.
i tutaj użyłam farby DEKSO 5.
Ścianę pokrytą tą farbą można szorować
o czym mogłam się przekonać
kiedy wylałam na białą powierzchnię różowiutki syrop Sambucol ;-).
Nie został nawet ślad.
Farba ta ma jeszcze jedną gigantyczną zaletę:
nie śmierdzi, a raczej właściwiej byłoby napisać, że mało śmierdzi.
W każdym razie zapach szybko się ulatnia,
co zdecydowanie pomaga kiedy robimy remont zimą ;-).
Gigantyczną część budżetu pochłonęły nowe fronty.
Z montażem frontów miało być łatwo i przyjemnie.
Niestety każdy trzeba było regulować na zawiasach.
Nie to jednak było największym problemem.
A mianowicie źle zamontowane przez poprzednią ekipę
szafki kuchenne.
Nie będę Wam szczegółowo opisywać tego co przeżyliśmy w ciągu dwu tygodni.
Ale był pot, łzy i nieustające złorzeczenia.
Montaż frontów na dolnych szafkach nas przerósł,
bo podłoga w kuchni krzywa, ekipa remontująca do montażu się nie przyłożyła i np.
obcięła lub nie zamontowała nóżek w obudowach.
Ale jak wchodzę do kuchni omijam wzrokiem najbardziej skiepszczone punkty
i jakoś to jest.
Górne szafki musieliśmy podnieść o około 5 cm, bo wisiały za nisko.
Wiem, że na zdjęciach różnica jest pewnie niezauważalna ale uwierzcie w to co napiszę: JEST ODDECH.
Przez wymianę frontów jest w mojej malutkiej kuchni zdecydowanie jaśniej.
I mam wreszcie gałki, które zawsze chciałam mieć ;-).
Kuchnia pełna jest gadżetów z moich ulubionych sklepów.
Gromadziłam je w ostatnim czasie bardzo intensywnie.
W kuchni pojawiły się także wszystkim doskonale znane ikeowskie półki na obrazy co pozwoliło wyeksponować moje ulubione kuchenne gadżety i cieszyć nimi oczy na co dzień,
a nie tylko od święta.
Patrząc na swoją kuchnię po raz kolejny przekonałam się, że wnętrze czarno białe wcale nie musi być zimne.
Wystarczą odpowiednie dodatki aby zrobiło się bardzo przytulnie.
Na jednej z półek położyłam motywującą grafikę.
Przypomina mi o tym, żeby codziennie mieć uśmiech na twarzy,
a życzliwością obdarzać innych.
Niektóre przedmioty zostały wykorzystane zupełnie niestandardowo.
Na przykład wazon Madame Stoltz stał się pojemnikiem na przybory kuchenne.
Natomiast skrzynka na kwiaty służy jako pojemnik na owoce.
Nie mogło w kuchni też zabraknąć przedmiotów, które darzymy wielkim sentymentem
Poniżej rysunek naszego 3 letniego synka przedstawiający rodziców.
Teraz Franek ma 9 lat ;-).
Jest to dla mnie najbardziej emocjonująca i najpiękniejsza grafika na świecie ;-).
Mam świadomość, że moja kuchnia nie jest idealna.
Nie taka miała być.
Miała być biała i czarna i mieć swój,
a raczej mój styl,
a tego raczej nie można jej odmówić.
Mam nadzieję, że powitacie nową odsłonę z entuzjazmem
ale nawet jeśli tak się nie stanie
to przecież najważniejsze jest to,
że my czujemy się w niej doskonale ;-).
A ponieważ zapowiadałam, że tym razem zanim przystąpię do rewolucji zrobię zdjęcia before
to macie ;-)
Uściski dla Was i pięknego weekendu Wam życzę
OLA