Pierwsze promienie słoneczne obudziły mnie z zimowego letargu. Wpadłam w wir metamorfoz. Na pierwszy ogień poszedł salon, który od jakiegoś czasu wydawał mi się nijako beznadziejny. Mam świadomość, że przy jego urządzaniu, kilka lat temu, popełniłam mnóstwo błędów. Teraz muszę zrobić sporo, żeby wnętrzarskie porażki przekuć w małe sukcesy. Gdybym miała nieograniczone fundusze z pewnością wiele rzeczy z jego wyposażenia wymieniłabym na zupełnie inne. Natychmiast i bez najmniejszych skrupułów ;-).
Kiedy tylko nadarzyła się okazja do wymiany starych lamp, nie mogłam z niej nie skorzystać.
Kiedy tylko nadarzyła się okazja do wymiany starych lamp, nie mogłam z niej nie skorzystać.
Wymiana lampy to proces pozornie łatwy. Kupujesz nową lampę, ściągasz starą, montujesz nową. Trzy proste czynności, które nie powinny zając zbyt wiele czasu. Nie jestem jednak osobnikiem typowym i jeśli śledzicie mój blog, to wiecie, że wprowadzenie do pomieszczenia nawet najmniejszego, nowego elementu, wymusza szereg zmian, które w moim przekonaniu są konieczne. Zmiana to moje drugie imię.
Jeśli kiedykolwiek będziecie chcieli skompletować lampy dla siebie na stronie CABLE POWER; z pewnością przyda się Wam: ulubiony napój i wolne popołudnie. Nawet niejedno popołudnie. Musicie zadecydować nie tylko o barwie oplotu( w którym skrywają się kable) ale także o materiale i kolorze z którego mają być wykonane oprawki. Będziecie musieli także wybrać żarówki do Waszej personalizowanej lampy. Warto podjąć ten trud aby otrzymać produkt unikatowy, skrojony dokładnie na Wasze potrzeby.
W swoim domu postawiłam na czarno białą koncepcję. Dwie lampy w czerni i bieli. Klasyczne połączenie kolorystyczne jest dla mnie gwarancją, że lampy będą pasować do moich wnętrz nawet wtedy kiedy do głowy wpadną mi nawet najbardziej szalone metamorfozy(a o nie nietrudno).
Lampy łączą te same materiały: kable w oplocie, żarówki ledowe i metalowe oprawki, nawet kolory. Jednak nie mam zupełnie wrażenia, że są "z kompletu".
Do niedawna nad stołem wisiały dwie ikeowskie półki, które stały się moim utrapieniem. Nie do końca wiedziałam jak zmiksować tam dekoracje, żeby uzyskać zadowalający dla oka obrazek. Postanowiłam więc całkowicie z nich zrezygnować i w tej sposób uprościć stylizację. W tym miejscu zagościł kinkiet SHAPE WALL 3D i nie mam pojęcia w jaki sposób wcześniej obywałam się bez jakiegokolwiek źródła światła w tym miejscu. Kinkiet można zamontować w trzech różnych pozycjach. Według mnie ten sposób, który widzicie na zdjęciach jest dla naszego wnętrza najkorzystniejszy.
Może to pewien rodzaj zboczenia ale dużą wagę przywiązuję do tego aby fragment przestrzeni wyglądał dobrze z każdej strony. Z prawej, z lewej, z przodu - kompozycja musi być skończona. Uznałam więc, że koniecznie muszę pomalować ścianę, która do niedawna była biała, na kolor grafitowy. W tej sposób zyskałam idealne tło do wyeksponowania moich nowych lamp. Wariactwo?? Być może. Muszę się Wam jednak przyznać, że przez kilka dni po przemalowaniu miałam wątpliwości czy ta ciemna ściana jest rzeczywiście dobrym pomysłem. Na szczęście( dla mojego małżeństwa i dobrego samopoczucia mojego męża) nowe rośliny i grafiki sprawiły, że raz na zawsze porzuciłam pomysł powtórnego przemalowywania ściany.
Wchodzę do salonu i od progu wita mnie taki oto przyjemny obrazek. Sporo drewna, biel i szarość i zieleń, coś nowoczesnego i coś starego tworzy udany, plastyczny mariaż.
Kinkiet jest świetny ale według mnie prawdziwym hitem jest lampa sufitowa. MEDUSA w największej wersji (XL). Nasz salon ( który łączy w sobie funkcje pokoju wypoczynkowego i jadalni) nie jest zbyt okazały. To pomieszczenie na bazie kwadratu o boku 4m. Lampa wydawała mi się początkowo odrobinę za duża ale już tak mam, że jak coś mi się bardzo podoba to chętnie podejmuję aranżacyjne ryzyko. Jak widać decyzja była jak najbardziej słuszna. Mimo, że średnica lampy ma 140 cm, lampa nie zdominowała wnętrza. Sznurkowa konstrukcja jest lekka. Długie ramiona, morskiego stwora w 1/3 długości zostały przytwierdzone na przezroczystych żyłkach do sufitu. Taki sposób montażu sprawia, że konstrukcja dosłownie "unosi się" w powietrzu. Monochromatyczną kolorystykę przełamują ledowe żarówki, z żółtymi żarnikami.
Nasz salon pokazywałam kilka miesięcy temu. Od tego czasu zaszło w nim sporo spontanicznych zmian; to stan obecny tego pomieszczenia nie jest ostatecznym. Marzę o znacznie większej ilości roślin i o kilku dodatkowych grafikach, nowym bardziej industrialnym stole i nowych krzesłach(szczebelkowych). Czas pokaże czy wszystkie plany uda się zrealizować ;-).
Miłego dnia dla Was i przyjemnego tygodnia.
Ola
Miłego dnia dla Was i przyjemnego tygodnia.
Ola
Bardzo przyjemnie patrzy się na ten salon, a przebywanie w nim na pewno jest jeszcze przyjemniejsze. Bardzo przytulna i dopracowana przestrzeń. Lampy świetnie wyglądają, a grafiki są cudne. Pozdrawiam serdecznie :).
OdpowiedzUsuńJest super. Bardzo podobają mi się teoretycznie "przeskalowane" lampy w stosunku do pomieszczenia. Teoretycznie patrząc na rozmiary. W rzeczywistości są idealne! :)
OdpowiedzUsuńOla świetnie! Bardzo mi się podobają te lampy. Pasowałyby do mojego salonu.:) Pozdrawiam, Kasia.
OdpowiedzUsuńJuż pisałam na FB - piękny! :) Naprawdę pierwszy raz widzę Twoj salon w całości, jest świetny :).
OdpowiedzUsuńTa meduza bardzo mi się podoba, nie dziwię się przy wieszaniu "macek", że nie skończyło się na trzech prostych ruchach ;)
Buziaki :)
Olu, sama sie sobie dziwie, ale mi sie PODOBA! :)
OdpowiedzUsuńŁadnie u Ciebie :) A lampa jest świetna! Kurczaki, co do kinkietu... i mnie przydałaby się jakaś lampa w okolicy stołu... Używam go jako biurka, synek lubi na nim malować, czasem coś razem wycinamy albo bawimy się klockami... A że najdalej mu do okna, bywa ciemno (zwłaszcza dzisiaj, brrr :/)
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię serdecznie i gratuluję cudownej, ciemnej ściany - megaśna jest! :D
Dzieki przemalowaniu sciany uzyskalas bardzo fajny efekt. Ja ma taki kolor w swoim malym saloniku i poki co bardzo go lubie :)
OdpowiedzUsuńUważam że ciemna ściana to strzał w dziesiątkę! Dobrze że nie przemalowywałaś :) Lampy też cudowne. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że szara ściana to bardzo dobra decyzja. W takim razie lecę przeglądać ofertę sklepu ;) Piękny salon, Olu!
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobają te żarówki!
OdpowiedzUsuńOla! Wpasowała się idealnie! Biorę ją do siebie, tak mi się strasznie podoba (zresztą wiesz ;)) Ciemna ściana wygląda naprawdę stylowo i niepotrzebnie się obawiałaś ;) Trzymam tylko kciukasy za Twoją Urban jungle, pamiętaj o podlewaniu :P
OdpowiedzUsuńŚliczny salon i lampy idealnie się wkomponowały.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.
SUPER ! :))
OdpowiedzUsuńJak wytrzymujecie z tyloma gołymi żarówkami?
OdpowiedzUsuńMy mamy jedną lampę ze szklanym kloszem, do którego starannie dobraliśmy nierążącą żarówkę. W efekcie lampa świeci za słabo, a jednocześnie nadal daje nieprzyjemne wrażenie. Dobrze, że to bardzo rzadko używana lampa, bo już bym wymieniła cholerę...
Kompletnie nam to nie przeszkadza. W pokoju dziecka też taką mamy, w sypialni starą lampe warsztatową. Wręcz się cieszę i dopiero teraz widzę jak w pokoju może być jasno...wiele lat miałam zabudowane klosze, które robiły z pokoju ciemną norę ;-)
UsuńSalon bardzo przytulny; piękny szary kolor na ścianie: mogę prosić o podanie nazwy farby jaką użylaś-ewentualnie na priv.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzepiękne zdjęcia. Uwielbiam taki prosty styl. Less is more <3
OdpowiedzUsuń